piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 1 Krzyk


   Courtney obudziła się w nocy z krzykiem. Znowu to samo, pomyślała. Co się z nią dzieje? Spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę 01:47. Już od kilku dobrych tygodni śnił jej się ten sam fatalny sen: szła długim, ciemnym korytarzem, czuła, że ktoś ją śledzi, jakaś bestia… nie, to był człowiek, jego mrożący krew w żyłach oddech czuła aż na swojej skórze. Słyszała jego ciężkie kroki, on głośno chrząknął, wtedy ona przyspieszała, a obcy za nią. Niestety on za każdym razem okazywał się być szybszy i silniejszy. Doganiał ją. Mocno i poniekąd aż boleśnie ściskał swoimi wielkimi dłońmi jej biodra. Wtedy właśnie ona z przerażającym krzykiem budziła się. Czasem zdarzało się nawet, że mama ją usłyszała, a wtedy zrywała się z łóżka i biegła do swojej małej córeczki na pomoc.
   Tak nie było tym razem. Miała zamknięte drzwi od pokoju i wszyscy widocznie byli pogrążeni w głębokim śnie. Też nie chciała nikogo budzić. Położyła się z powrotem, bo nawet nie zauważyła, że z przerażenia usiadła. Próbując zasnąć pogrążyła się we własnej fantazji, swoim świecie, swoich myślach.
   Dlaczego to tak było, że zawsze, noc w noc budziła się o tej samej godzinie? Nie rozumiała tego, ale widocznie była tym faktem podniecona i jednocześnie przestraszona. Ona przecież w żadnym wypadku nie wierzyła w przypadki! O nie! Z pewnością Pan wybrał ją do wypełnienia na tym świecie ważnej misji, przez te sny miała odczytać ważne informacje. Nie! To duchy owładnęły jej ciałem! Sam Książę Ciemności wskazał na nią by mogła dopełnić jego piekielnego planu! O tak! To jej z pewnością jak najbardziej odpowiadało. To jego oddech czuła co noc na swojej skórze, to jego ręce tak mocno ściskały jej biodra…
   W końcu po głębokich rozmyślaniach i zdaniu sobie sprawy z faktu, że dobiega już 3:00, a jutro przecież szkoła, zasnęła.
   Rano babcia obudziła ją jak zawsze o 6:30. Tak strasznie jej się nie chciało!  No ale cóż. Nie zwlekając dłużej, szybko zerwała się z łóżka i odtańczyła pobudzająco – rozciągający taniec. Ubrała się i pospiesznie zeszła na dół. Zjadła śniadanie i poszła do łazienki. Wyszła szybko i pobiegła na przystanek autobusowy. Tam autobus już na nią czekał.
- Jak zawsze spóźniona! – zaśmiał się kierowca i posłał jej serdeczny uśmiech, na co ona odpowiedziała tym samym i usiadła na miejscu najbliżej niego. Czasem gdy się nie uczyła, lub nie czytała lubiła porozmawiać z tym sympatycznym człowiekiem. Był to nie stary, bo około czterdziestoletni wdowiec z dwójką adoptowanych dzieci. Wiedziała to, ponieważ przyjaźnił się kiedyś z jej ojcem, kiedyś, kiedy jeszcze z nią mieszkał. Pan Skomski, bo tak się nazywał, często u nich bywał ze swoją żoną. Potem rodzice się rozstali i jedyny kontakt jaki im został to te chwile w autobusie, bo naprawdę lubiła starego przyjaciela rodziny, a tamte czasy pamięta jak przez mgłę, bo miała wtedy przecież zaledwie pięć lat.
   W szkole było ciężko, nie mogła się skupić na żadnej lekcji. Istne tortury!
   Wróciła do domu i rzucając torbę pod krzesło, usiadła przy stole. Babcia podała jej obiad i Courtney zaczęła jeść. Szybko zjadła i pobiegła do swojego pokoju. Bezsilnie opadła na łóżko i zaczęła cichutko szlochać. Nie wiedziała co robić, była w naprawdę ciężkim stanie psychicznym. Czuła, że słabnie z dnia na dzień, że lada chwila wszystko się zawali.
Kiedy była już w stanie cokolwiek robić, zabrała się za lekcje. Nic specjalnego… Jakieś nudne zadania z matmy i wypracowanie z historii o starożytnej Grecji. Tak zleciały jej kolejne dwie godziny życia. Tak było codziennie. Ktoś zapukał.
- Proszę! – zawołała. Do pokoju weszła babcia z ciepłą herbatką i ciasteczkami.
- Proszę wnusiu,  to na naukę – puściła jej oczko i z uśmiechem wyszła. Courtney zdążyła jedynie odwzajemnić uśmiech i wymamrotać ledwie dosłyszalne „dziękuję babciu”.
   Długo jeszcze jej to nie zajęło. Spakowała wszystko co potrzebne na jutro, włączyła radio i z herbatką usiadła wygodnie w fotelu. Chwilę relaksu przerwał jej dźwięk telefonu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz